ul. Dąbrowszczaków 39, I p.
10-542 Olsztyn (mapa)
Zdarza Wam się zawahać, którego słówka użyć opisując na przykład trasę z domu do pracy, albo do szkoły? (bardzo częste zadanie na egzaminach DELF 😉). Jeżeli tak, to śpieszymy z wyjaśnieniem.
Zaczniemy od „une rue”, bo to chyba jedno z pierwszych słówek, jakiego się uczymy. Cechą charakterystyczną „une rue” jest to, że znajduje się ona w mieście, czyli po naszemu to zwyczajna ulica. Innym miejskim słowem, które warto zapamiętać, jest „une avenue” (aleja), niegdyś szersza i bardziej reprezentacyjna od pospolitej ulicy, obecnie – niekoniecznie. W niektórych miastach są jeszcze „des boulevards” (bulwary), pierwotnie budowane w miejscu dawnych murów obronnych. Jednym z bardziej znanych francuskich bulwarów jest „le Périph” (Boulevard périphérique de Paris), paryska obwodnica.
Z kolei „une route” jest drogą, którą można dojechać z miasta do miasta, albo do wioski. Może być ona wąska (une petite route), brukowana (une route pavée), asfaltowa (une route goudronnée), a stąd już tylko krok do „une autoroute” (autostrady). I choć Francuz powie, że do sąsiedniego miasta jeździ „une quatre voies”, nie znaczy to, że wozi się szeroką, czteropasmową autostradą, tylko że droga ma cztery pasy, po dwa w każdym kierunku. Jeszcze trochę, a u nas też tak będzie 😊
A co z „un chemin”? To też droga, ale dla pieszych, podobnie jak „un sentier” (ścieżka) czy „une piste”, która jest zwykle „wyspecjalizowaną” drogą, albo dla pieszych (une piste piétonne), albo dla rowerów (une piste cyclable).
Na deser mam dla Was wyrażenie, które choć drogę zawiera, z ruchem drogowym nie ma nic wspólnego: „une feuille de route”, czyli szczegółowy program, na przykład wycieczki, albo bardzo ważnego projektu.
La Chandeleur – święto świec czy naleśników?
La Chandeleur wzięła swoją nazwę od łacińskiego wyrażenia „festa candelarum”, co znaczy „fête des chandelles”, czyli święto świec. Zgodnie z pradawną żydowską tradycją, każdy pierworodny chłopiec miał być ofiarowany Bogu w świątyni, 40 dni od narodzenia. To był zarazem czas, kiedy jego matka „oczyszczona” powracała do życia społecznego po okresie połogu. Tak też stało się w przypadku Jezusa, którego ofiarowanie opisał w ewangelii św. Łukasz. Obecny przy wydarzeniu starzec Symeon nazwał Jezusa „światłem świata”, a na pamiątkę tych słów 2 lutego podczas kościelnych uroczystości święci świece (symbol światła).
Skąd zatem wzięły się naleśniki? Wyjaśnienie jest banalnie proste: złoty, okrągły placuszek przypomina słońce, źródło światła, które ma tutaj podwójną symbolikę – z jednej strony przypomina o światłości Jezusa, a z drugiej daje nadzieję na koniec ciemnej i zimnej zimy, wszak wiosna już za progiem 😉 Od lutego dzień wyraźnie się wydłuża!
Żeby zagwarantować sobie szczęście na cały rok samo jedzenie naleśników nie wystarczy – trzeba je jeszcze odpowiednio przygotować! Kluczem do sukcesu jest pierwszy naleśnik: należy go podrzucić wysoko (i oczywiście złapać) trzymając patelnię w prawej ręce, a w lewej ściskać monetę (niegdyś był to złoty ludwik). Na południu Francji szło się jeszcze o krok dalej: pierwszy naleśnik powinien wylądować na szczycie kuchennego kredensu i pozostać tam do następnego roku, wtedy gospodarz mógł być pewien, że szczęście i powodzenie go nie opuści 😊
Jak to zwykle bywa, przepisów na naleśniki jest tyle, ilu kucharzy 😉 Jeden z nich osobiście przez nas przetestowany znajduje się tutaj: https://fb.watch/aylp2SM_48/
Bon appétit !