ul. Dąbrowszczaków 39, I p.
10-542 Olsztyn (mapa)

 

+48 89 527 63 73
+48 504 914 186

PL FR
CPF Olsztyn
moustache

Nie jest to oficjalna broszura ani tradycyjna mapa, ale jest to przewodnik turystyczny pełen ulubionych miejsc Olsztyna dwójki młodych osób: Emmy, Francuzki, która była wolontariuszką EKS w Centrum Polsko-Francuskim w roku szkolnym 2021/2022 oraz Piotra, odbywającego praktyki studenckie również w Centrum, latem 2022. Znajdziecie tu również kilka ciekawostek na temat historii i wydarzeń.

Na pytanie o to co najbardziej kojarzy nam się z Francją, niektórzy bez wahania odpowiedzieliby wieża Eiffla. Została otwarta 31 marca 1889 r. na Polach Marsowych. Wraz ze swoim powstaniem stała się nie tylko najwyższą budowlą na świecie, ale także obiektem kontrowersji. Jakie tajemnice skrywa budowla nazywana „Żelazną Damą”?

Wieża została skonstruowana według projektu Gustave’a Eiffla, chociaż tak naprawdę jej pomysłodawcami byli jego pracownicy, Maurice Koechlin i Émile Nouguier. Jej konstrukcja miała poprowadzić do przyszłości i być znakiem nowej epoki dla Francji. Ważyła 9 tysięcy ton, a jej wysokość wynosiła wtedy 300 metrów. Obecnie jest to 330 metrów w związku z umieszczonymi na niej antenami. Chociaż zależnie od temperatury wartość ta zmienia się o 18 centymetrów.

Celem jej powstania była paryska Wystawa Światowa. Jest to cykliczna ekspozycja, podczas której prezentowany jest dorobek kulturalny, naukowy i techniczny krajów z całego świata. Wieża miała, więc za zadanie pokazać zaawansowanie techniczne i inżynierskie Francji oraz gotowość do roli lidera w Europie. Oprócz tego jej otwarcie odbyło się podczas obchodów stulecia Wielkiej Rewolucji Francuskiej, co dodaje jej dodatkowej symboliki.

„Opuszczam Paryż, gdyż obmierzła mi ta wieża!” – Guy de Maupassant

Już w czasie budowy doszło do protestów przeciwko budowie obiektu. 14 lutego 1887 w gazecie Le Temps ukazał się „Protest artystów”, podpisany przez artystyczną społeczność Paryża, która martwiła się, że przyćmi ona inne budowle miasta takie jak Sainte-Chapelle czy katedra Notre-Dame. Émile Zola, autor powieści Germinal, napisał o niej: „barbarzyńska masa merkantylnego płodu zmiażdży Notre-Dame”. Z kolei Guy de Maupassant przyznał, że jadał codziennie w restauracji mieszczącej się na wieży Eiffla tylko dlatego, że to jedyne miejsce, z którego jej nie widać. Protestowały również niższe warstwy społeczne, które bały się, że wieża runie i zabije wielu ludzi.

Nie dość, że głos ludności nie był wysłuchany to jeszcze paryżanie zostali oszukani przez władzę. Tak jak budowle z wcześniejszych edycji wystaw, np. Palais de l’Industrie, miała zostać ona rozebrana w ciągu 20 lat. Tak się jednak nie stało. Eiffel nie chciał dopuścić do rozbiórki, dlatego założył tam laboratorium meteorologiczne, a później przed rozbiórką ocaliła ją funkcja telegrafu bezprzewodowego, dzięki której Paryż kontaktował się z posterunkami na granicy z Niemcami podczas I wojny światowej.

Wieży nie pokonał nawet najazd nazistów w czasie II wojny światowej. W czasie walk z aliantami, Hitler nakazał zburzyć całe miasto łącznie z wieżą, ale jego rozkaz został zignorowany. Zdawać by się więc mogło, że dzieło Gustave’a Eiffla przetrwa wszystko.

Niezależnie od opinii Wieża Eiffla pozostaje symbolem Francji i nieodzownym punktem w czasie wycieczki do Paryża. Można przyznać, że na dobre zadomowiła się już w panoramie miasta. Dodatkowo stała się ona elementem kultury i inspiruje artystów na całym świecie. Nie sposób wyobrazić sobie już Paryż bez jego Żelaznej Damy.

Autor: Aleksandra Świnoga

Od dawna mieszkanki Paryża uważane są za najbardziej stylowe kobiety na świecie. Kto mógłby oprzeć się eleganckiej niewymuszonej nonszalancji z odpowiednią dozą szyku? Czas odkryć co tak naprawdę stoi za magią ich ponadczasowego wyglądu. 

Podstawa garderoby idealnej:

Jeansy – te idealne nie są zbyt szerokie ani zbyt dopasowane. Można je założyć zawsze, wszędzie i do wszystkiego, i nigdy nie wyjdą z mody.

Biała koszula – ponadczasowa klasyka. Nie trzeba zakładać jej tylko od święta, ale i na co dzień. Nie wymaga nadmiernej stylizacji, a właśnie to cenią mieszkanki Paryża.

Zwykły biały t-shirt – dobrej jakości, delikatny w dotyku, lekko prześwitujący, z bawełny bez dodatków. Czy można wyobrazić sobie większy luksus? 

Mała czarna – sukienka wylansowana przez francuską kreatorkę mody Coco Chanel, więc bliska sercu paryżanek. Jest idealna na wszystkie okazje, bo nigdy nie popełnisz w niej modowego faux pas. Wystarczy założyć do niej szpilki, aby osiągnąć efekt wow!

Okulary przeciwsłoneczne – zawsze znajdzie się powód, żeby je założyć. Rażące światło, ciężka noc, opuchnięte oczy czy może chęć stworzenia wokół siebie aury tajemnicy? 

Kaszmirowy sweter – bo „jeśli w garderobie ma być tylko jeden sweter, powinien być z kaszmiru”. Spokojnie, nie trzeba płacić za niego fortunę, można kupić go też w sieciówce. Jest idealny, ponieważ wkładasz go i czujesz, jak otula cię jak kocyk.

Marynarka – sztuczka na dni, kiedy nic się nie chce, a jednak trzeba jakoś wyglądać. Doda ona szyku każdej stylizacji, a jej właścicielce pewności siebie.

Długi trencz – może nie uchroni przed zimnem w chłodny dzień, ale za to doda rumieńców na policzkach.

Czarny kolor – W szafie paryżanki króluje przede wszystkim kolor czarny. Nie ma to nic wspólnego z żałobą. Przeciwnie to elegancki kolor, który przypomina jej długą i szaloną noc. Oprócz tego to kolor, dzięki któremu nikt nie zarzuci jej braku stylu czy szyku. Czerń jest dla niej jak schronienie przed błędem. Czuje się w niej bezpiecznie i wygodnie. Najważniejsze: nikt nie powie jej przecież, że czerń jest w złym smaku.

Paryżanka nie goni za trendami. Nie zależy jej, żeby wyglądać jak z Instagrama, nie kupi najnowszych butów, ponieważ pojawiły się w najnowszym wydaniu Vogue’a oraz nie interesuje ją „it-bag”, czyli najmodniejsza torebka tego sezonu. Woli ona postawić na ponadczasowość albo na rzecz z charakterem, którą znalazła ostatnio w sklepie z używaną odzieżą lub szafie babci. Przecież Coco Chanel mawiała: „Moda przemija, styl pozostaje”.

Ikony paryskiego stylu. To właśnie tymi kobietami inspirują się dobierając swoje stylizacje. Każda z nich jest inna, ale każda uosabia paryski styl. Wśród tzw. „ikon” znalazły się między innymi: 

Brigitte Bardot – piękna i kobieca

Catherine Deneuve – muza Yves’a Saint Laurenta

Charlotte Gainsbourg – artystyczna dusza

Vanessa Paradis – boho elegancja

Jeanne Damas – dziewczyna z Instagrama

Autor: Aleksandra Świnoga

Paryż znany jest pod wieloma imionami jak miasto miłości lub stolica mody. Miasto z kilkunastowieczną historią, założone jeszcze przez Celtów w III wieku p.n.e., zostało stolicą Francji za panowania króla Franków, Chlodwiga I w VI wieku. Paryż od setek lat jest dla wielu źródłem inspiracji i pewnego rodzaju ziemią obiecaną. Miasto pojawia się we wszystkich formach sztuki, we wszystkich zakątkach Ziemi, ale co sprawia, że jest ono tak wyjątkowe ? Nie będę starał się rozwiązać tej zagadki ani nikogo przekonywać czy tak naprawdę jest, natomiast, zapraszam na wycieczkę po XIX-stowiecznym Paryżu widzianym okiem Stanisława Wokulskiego, głównego bohatera z „Lalki” Bolesława Prusa.

Tak, jak już wspomniałem, Paryż ma dość długą historię. W mieście znajdują się liczne zabytki z różnych epok historycznych, przedstawiające różne style architektoniczne. Stanisław Wokulski, który przybywa do Paryża po zawodzie miłosnym, początkowo jest obojętny, jednak miasto i nowo poznani ludzie tchną nadzieję i rozbudzają na nowo pasję w mężczyźnie.

Najbardziej poruszyła go logika i układ miasta: 

“Tylko jeden człowiek, i w dodatku genialny człowiek, może wytworzyć jakiś styl, jakiś plan — myślał. – Ale żeby miliony ludzi, pracujących przez kilka wieków i niewiedzących jeden o drugim, wytworzyło jakąś logiczną całość, jest to wspaniałe.”

Według Wokulskiego miasto przypominało żyjący organizm:

“(…) oś krystalizacji miasta podobna jest do olbrzymiej gąsienicy (mającej prawie sześć wiorst długości), która znudziwszy się w Lasku Vincennes poszła na spacer do Lasku Bulońskiego. Ogon jej opiera się o plac Bastylii, głowa o Łuk Gwiazdy, korpus prawie przylega do Sekwany (…)”

Paryż w „Lalce” przedstawiony jest jako miasto pozytywistyczne, postawione w opozycji z Warszawą, która przechodziła okres przemian przemysłowych, które dawno już przeszły we Francji.

Na zasadzie kontrastu zestawione zostało m.in. bogactwo miasta:

“Opera?… – myśli Wokulski. – Ależ tu jest więcej marmurów i brązów aniżeli w całej Warszawie!…”

” Wokulski idzie dalej i z największą uwagą przypatruje się kamienicom Cóż tu za sklepy!… Najlichszy z nich lepiej wygląda aniżeli jego, który jest najpiękniejszym w Warszawie. Domy ciosowe; prawie na każdym piętrze wielkie balkony albo balustrady biegnące wzdłuż całego piętra”.


Społeczeństwo w Paryżu ludzie byli pełni pasji, pracowici, szczęśliwi: 

” Praca nad szczęściem we wszystkich kierunkach — oto treść życia paryskiego. Tu przeciw zmęczeniu zaprowadzono tysiące powozów, przeciw nudzie setki teatrów i widowisk, przeciw niewiadomości setki muzeów, bibliotek i odczytów. Tu troszczą się nie tylko o człowieka, ale nawet o konia dając mu gładkie gościńce; tu dbają nawet o drzewa, przenoszą je w specjalnych wozach na nowe miejsce pobytu, chronią żelaznymi koszami od szkodników, ułatwiają dopływ wilgoci, pielęgnują w razie choroby.”

„Francuz, gdy coś wytwarza, dba naprzód o to, ażeby dzieło jego odpowiadało swemu celowi, a potem, ażeby było piękne. I jeszcze nie kończąc na tym troszczy się o jego trwałość i czystość. Prawdę tę stwierdzał Wokulski na każdym kroku i na każdej rzeczy, począwszy od wózków wywożących śmiecie do otoczonej barierą Wenus milońskiej. Odgadł również skutki podobnego gospodarstwa, że nie marnuje się tu praca: każde pokolenie oddaje swoim następcom najświetniejsze dzieła poprzedników dopełniając je własnym dorobkiem.”

Pierwszy raz nasz bohater spotkał się, z tym że miasto mogło być aż tak różnorodne: 

„Oto miasto — myślał — w którym więcej przeżyłem w ciągu jednej godziny aniżeli w Warszawie przez całe życie… Oto miasto!…”

A ludzie w nim tak różnorodni:

“(…) gdzie znajdują się poszukiwacze skarbów, najemni obrońcy honoru, dystyngowane damy, które handlują tajemnicami, kelnerzy rozprawiający o chemii i chemicy, którzy chcą zmniejszyć ciężar gatunkowy ciał…”

Brzmi tak jak Arkadia, ale Prus opisywał miasto ze swoich obserwacji. Nie próbował go idealizować. Miasto było dobrze rozwinięte, zadbane i wiecznie żywe. Przy zestawieniu z Warszawą trzeba rzec, że wyprzedzało je pod wszystkimi kryteriami. Jak to możliwe ?

Wokulski znalazł odpowiedź, co sprawia, że Paryż jest, jaki  jest, mianowicie:

” Raz będąc w obserwatorium rzucił okiem na klimatyczną mapę Europy i zapamiętał, że średnia temperatura Paryża jest o pięć stopni wyższą aniżeli Warszawy. Znaczy, że ów Paryż ma rocznie więcej o dwa tysiące stopni ciepła aniżeli Warszawa. A że ciepło jest siłą, i to potężną, jeżeli niejedyną siłą twórczą, więc… zagadka rozwiązana…”

Nie wiem, czy się zgadzacie, ale coś w tym jest, a w coś trzeba wierzyć. Wokulski był o tym święcie przekonany, jednak uczucie było silniejsze i wrócił on do Warszawy, do Izabeli, żeby o nią walczyć.

 

Centrum Polsko-Francuskie Olsztyn

Autor: Piotr Wójcicki

Nie tylko Rose, którą w filmie „Titanic” zagrała Kate Winslet, zamarła z wrażenia kiedy Cal (Billy Zane) podarował jej, jako prezent zaręczynowy, błękitny diament – “Le coeur de la mer” – królewską biżuterię francuską. Prawdą jest, że pod koniec XVII wieku Ludwik XIV nabył cenny kamień przywieziony przez francuskich podróżników z wyprawy do Indii, natomiast trzeba zwrócić uwagę, że kamień naprawdę nosi nazwę “Hope”. James Cameron zainspirował się historią diamentu, który uważany jej za „przeklęty”, jednakże nie zatonął on na pokładzie statku, co więcej, nigdy go tam nie było. 

Odkrycie cennego kamienia

Wracając do początków, diament został odkryty przez francuskiego badacza Jean-Baptiste Taverniera w Indiach w XVI wieku. Był to największy ze znalezionych kamieni, w obecnym systemie metrycznym byłoby to 115 karatów. Został przetransportowany wraz z innymi do Francji, gdzie dotychczas największym powodzeniem cieszyły się perły, mimo to, drogocenna biżuteria od razu przypadła panującemu monarsze do gustu. Król słońce nabył tenże diament wraz z wieloma innymi i wyznaczył nowe tendencje modowe, ale to „Hope” pozostał jego ulubionym. Po oszlifowaniu nazywany był błękitnym „diamentem korony francuskiej” (diamant bleu de la couronne).

Przyciągał on uwagę nie tylko przez wielkość, ale także ciemnobłękitną barwę. Jest to jeden z najrzadziej pojawiających się kamieni w przyrodzie, co jeszcze bardziej podkreśla jego wyjątkowość, jednakże oprócz piękna, wiąże się z nim straszna legenda:

Zbójcy ukradli naszyjnik z pomnika bogini hinduskiej Sitâ’y, za co zostali ukarani uderzeniem pioruna. Od tamtej pory, każdy następny właściciel tejże biżuterii miał zostać ukarany

Właściciele “Hope

Pierwszym posiadaczem, a w tym przypadku posiadaczką, którą spotkał tragiczny koniec była Maria Antonina, ostatnia królowa francuska przed rewolucją, ścięta w jej trakcie. W tym przypadku ciężko zrzucić winę jej końca na klątwę, ale potem sytuacja jej następców się nie poprawiła.

W czasie Rewolucji diament zniknął i w 1813 roku pojawił się w Londynie, zanim został zakupiony, uległ kolejnemu oszlifowaniu;  o wadze 45,52 karatów i owalnym kształcie został nabyty po kilku latach przez jedną z najbogatszych rodzin na starym kontynencie – Hope (stąd też bierze się jego nazwa) – którą doprowadził do ruiny finansowej. Kamień w tej formie istnieje do dziś, jednakże w XX wieku jego właściciele zmieniali się bardzo często, m.in. w jego posiadanie wszedł jubiler Pierre Cartier.

Monsieur Cartier miał ogromny problem, aby znaleźć kupca na naszyjnik, ponieważ wszyscy wiedzieli, jaki los spotkał jego poprzedników, ale po długich poszukiwaniach kupiec został znaleziony. Amerykańska miliarderka Evalyn Walsh McLean oczarowała się biżuterią i chciała wszystkim udowodnić, że nie ma żadnej klątwy. Przez kilka lat był spokój, jednakże była to cisza przed burzą. W krótkim odstępie czasu: najpierw zmarł jej syn, później córka, a do tego wszystkiego rozwiodła się z mężem. Kobieta próbowała odsprzedać naszyjnik, ale bezskutecznie. Po utracie dzieci zmarła niedługo później.

Obecnie naszyjnik znajduje się w muzeum historii naturalnej w Waszyngtonie i jest drugim, po Mona Lisie, najczęściej oglądanym dziełem sztuki. Hope oraz dwa inne diamenty: Orłow i Czarny Orłow; są uważane za przeklęte kamienie. Nie wiadomo, ile jest w tym prawdy, może po prostu właściciele mieli pecha, jednakże istnieje jedna uniwersalna prawda, która ich dotyczy: są piękne.

Centrum Polsko-Francuskie Olsztyn

Autor: Piotr Wójcicki

Pierwsze wzmianki o mitycznym stworze, który przypomina krzyżówkę smoka z wężem, odsyłają nas jeszcze do Starożytności, ale my skupimy się na tej wersji Średniowiecznej, francuskiej. 

Upiorna kreatura, zamieszkiwała nad brzegami Sekwany, w niektórych wersjach mawiają, że zionęła wodą, w innych, że ogniem, jedno jest pewne, siała terror. Swoimi pazurami rozszarpywała ludzi, a także niszczyła plony. Wszystko zmieniło się, gdy w Rouen pojawił się św. Roman, nowy biskup. 

Tylko za pomocą znaku krzyża udało mu się ujarzmić bestię, a co było dalej, to znamy dwie wersje historii. Pierwsza, że jego ciało zostało spalone, ale nie spłonęła jego głowa, którą przymocowano do pali; miało to służyć, jako przedmiot chroniący od zła i grzechu. Natomiast druga wersja, mówi, że całe ciało zmieniło się w kamień, cel użycia był taki sam.

Jedno jest pewne, gargulce zostały w Rouen, a nawet stały się symbolem architektury francuskiej. Można je znaleźć, tak samo, jak chimery na między innymi katedrach. Mają głównie funkcję ozdobną, ale są wykorzystywane również jako rynny. Następnym razem przyjrzyjcie się uważnie.

Centrum Polsko-Francuskie Olsztyn

Afera naszyjnikowa Gargulec Guignol Historia Klątwa Konflikt książka Kuchnia Lalka Lyon Maria-Antonina marionetka Naszyjnik Paryż Rouen Wypieki Św.Roman

Autor: Piotr Wójcicki

Chyba wszyscy wiedzą, że Francuzi uwielbiają produkty z piekarni i z cukierni, a pop kultura doprowadziła, że wszyscy romantycy chcieliby zjeść croissants nad Sekwaną, może przy okazji skusiliby się też na pain au chocolat… zaraz pain au chocolat czy chocolatine? W Paryżu usłyszy się tę pierwszą wersję, ale nie znaczy to, że w całym państwie używa się tego samego nazewnictwa. Zdecydowana większość Francuzów używa nazwy pain au chocolat, jednakże zaraz udowodnię, że nazwa chocolatine jest tą poprawną.  

Zaczynając od aspektu kulinarnego, czyli w tym przypadku tego najważniejszego, zauważymy, że słowo pain, czyli chleb, a w tym przypadku bułka, nie mają nic wspólnego z wyrobem, o który toczy się spór. Mianowicie, ciasto, z którego robi się pain au chocolat przypomina to do croissants, a ciężko to porównać to wspomnianego już pain.

Co więcej, szukając w kronikach i innych źródłach historycznych, termin chocolatine pojawił się dużo wcześniej, bo już na początku XIX wieku. Silna zażyłość między Francją i Austrią doprowadziła do wielu wymian kulturowych, w tym tych na poziomie kulinarnym. Kiedy Francuzi usłyszeli Austriaka mówiącego schokoladencroissant przekształcili to na swoją chocolatine, a to właśnie stąd Francuzi zaczerpnęli inspirację do opracowania przepisu. Jest to dobry moment, żeby zwrócić uwagę, na to, że krążąca po internecie informacja, że nazwa wywodzi się od angielskiego chocolate in to fake news. 

Paradoksalnie, poprawna nazwa została zdominowana przez określenie, które przyszło później i mimo licznych prób unifikacji, to Francuzi nadal spierają się o to samo (i na pewno będą jeszcze bardzo długo), a my zastanówmy się, czy naprawdę liczy się to, jak coś smakuje, czy jak się nazywa. 

Niestety nie możemy podzielić się z Państwem wyrobami przez ekran, ale na rozbudzenie apetytu przesyłamy piosenkę Joe Dassin o pain au chocolat własnie, to znaczy o chocolatine… a zresztą, po prostu posłuchajcie!

Autor: Piotr Wójcicki

Centrum Polsko-Francuskie Olsztyn

Autor: Piotr Wójcicki

”Królowa deficyt”, to jeden z wielu przydomków, który został nadany ostatniej królowej Francji przed Wielką Rewolucją Francuską. Utrzymywanie dworu w pałacu królewskim w Wersalu było ogromnym wydatkiem dla budżetu królestwa, co budziło gniew opinii publicznej, zwłaszcza negatywnie odbierane były modowe kaprysy Marii Antoniny, ale czy jedna osoba byłaby w stanie wyczyścić królewskie skarbce? Oczywiście, sumy te były przesadzone, a w czasach kryzysu na pewno trzeba było je przeznaczyć na inne cele, ale bezpośrednio nie zagrażały one stabilności państwa, zwłaszcza w początkowych fazach panowania, gdzie sytuacja ekonomiczna w kraju była pod kontrolą. Mimo wszystko w 1793 “Austriaczka” zostanie ścięta, prawie nikt nie będzie zasmucony wieścią, że królowa nie żyje, a cała ta nienawiść zaczęła się po tak zwanej „aferze naszyjnikowej”, która była zwykłym oszustwem wymierzonym w autorytet królowej.


Przedmiotem oszustwa był naszyjnik, zamówiony jeszcze przez Ludwika XV u dwóch jubilerów niemieckich, jako prezent dla swojej kurtyzany Madame du Barry. Zrobiony z diamentów, wart był kolosalną cenę 1 600 000 liwrów (2 048 000€), nie został zakupiony przez króla, gdyż zmarł on w międzyczasie. Madame du Barry została odesłana z dworu, a oferta zakupu została przedstawiona jego następcy, Ludwikowi XVI, który nie zamierzał go zakupić dla swojej małżonki, ponieważ cena była zbyt wysoka. 

Główne nazwiska zamieszne w całą tę sprawę to: Joanna de Saint-Rémy, znana jako hrabina de la Motte oraz kardynał de Rohan. Hrabina wywodziła się z dawnej linii królewskiej rodu Walezjuszów, ale nie posiadała majątku, mimo wszystko Kardynał, który bardzo chciał uzyskać względy królowej, uległ manipulacji tejże hrabiny, która stała za całą intrygą. Hrabina de la Motte zwróciła się do kardynała o nabycie naszyjnika w imieniu królowej. Według jej kłamstw królowa chciała wejść w jego posiadanie, ale król nie wyraził zgody, dlatego też zwróciła się do osoby duchownej na wysokim stanowisku, które wówczas w społeczeństwie cieszyły się ogromnym szacunkiem. Ucieszony kardynał namówił jubilerów na wydanie naszyjnika i płatność w kilku ratach, lecz naszyjnik nigdy nie został doręczony królowej.


Kiedy pierwsza płatność nie dotarła do jubilerów, Ci zwrócili się listownie do Marii Antoniny, ale ta nie wiedząc, o co chodzi, zignorowała list. Król został poinformowany o całej sytuacji i w trakcie celebracji Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Wersalu oskarżył kardynała o wzięcie udziału w spisku, ten próbował się wytłumaczyć, ale początkowo nikt mu nie uwierzył, jednakże, w trakcie procesu prawda wyszła na jaw; na umowie, na której rzekomo znajdował się podpis Marii Antoniny widniało Marie Antoinette de France, ale królowa w dokumentach podpisywała się jako Marie Antoinette  (w specjalnych dokumentach Marie Antoinette de Lorraine lub d’Autriche). Po procesie kardynał został uniewinniony, lecz zanim doszło do aresztowania hrabiny de la Motte udało się jej sprzedać naszyjnik po wcześniejszym rozdrobnieniu go na małe diamenty. Została ona wychłostana i uwięziona, a na jej skórze wypalono literkę V od słowa voleuse (fr.złodziejka). Po kilku latach uda się jej zbiec do Londynu, gdzie umrze. 

Maria Antonina była niewinna, lecz jej autorytet został mocno nadszarpnięty i od tego momentu wszyscy zaczną przyglądać się ekstrawaganckiemu życiu królowej. Wysoki odsetek społeczeństwa nie wierzył w niewinność królowej, a cała sytuacja stała się inspiracją dla artystów, którzy tworzyli różnego rodzaju satyry o Marii Antoninie.

Centrum Polsko-Francuskie Olsztyn

Autor: Piotr Wójcicki

Guignol to dla Francuzów teatr marionetek, a teatr marionetek to Guignol, ale jak to wszystko się zaczęło? Trzeba przenieść się do dziewiętnastowiecznego Lyonu i wspomnieć sylwetkę Laurenta Mourguet.

“Ojciec” Guignola zaczynał jako pracownik w zakładach tkackich, z czego słynął ówczesny Lyon, jednakże fundusze z tego płynące były nie wystarczające, aby utrzymać rodzinę, dlatego też Laurent przekształcił się, dziś powiedzielibyśmy dentystę, wtedy musiał po prostu wyrywać zęby. Klienci narzekali, bo proces odbywał się bez znieczulenia, więc w celu złagodzenia ich cierpienia Laurent używał marionetki Poliszynela; śmieszna historyjka chociaż trochę odwracała uwagę od źródła bólu.

Laurent, który zdał sobie sprawę, że pomysł z Poliszynelem to był strzał w dziesiątkę, postanowił stworzyć własną marionetkę, którą wykonał na swoje podobieństwo. Do końca dziewiętnastego wieku nie było uśmiechu na jego twarzy, który znamy, dzisiaj dlatego też jedna z hipotez mówi, że nazwa wzięła się od powiedzenia sąsiada Laurenta, który mawiał “c’est guignolant”, co znaczyło to niepokojące. Wiemy, że Laurent bardzo lubił używać tego powiedzenia w teatrzyku. Inną wersją pochodzenia imienia, którą znajdziemy w Laroussie to fakt, że w tym okresie w Lyonie mieszkał i pracował tkacz Guignol.

Forma teatru, w jakiej występował Guignol, czerpała inspirację z commedii dell’arte, a prosta forma, która miała być łatwa w odbiorze, dynamiczna i zabawna szybko przypadła do gustu mieszkańcom Lyonu, lecz cały teatrzyk o Guignolu to nie był tylko on, byli też tam jego przyjaciele i rodzina.

Po śmierci Laurenta jego dzieci kontynuowały dzieło ojca, który zyskiwał popularność w całej Francji a w dwudziestym wieku, dzięki braciom Neichthause sława naszej marionetki przekroczyła granice Francji.

Na zawsze połączony z miastem Lyon, Guignol nie jest tylko marionetką, zabawką dziecięcą czy postacią z filmów, chociaż możemy go tam znaleźć, ale stał on się żywym symbolem, postacią, która zmieniła teatr marionetek we Francji i nie tylko.

Autor: Piotr Wójcicki

Będąc na wyprawie morskiej na terenie dzisiejszego Chile francuski inżynier Amédée-François Frézier badał zwyczaje żywieniowe mieszkańców. Podobno został tam tak naprawdę wysłany przez króla, by ocenić budowane fortyfikacje przez Hiszpanów, a badania roślin jadalnych były tylko przykrywką. W ten sposób trafił na poziomki, które różniły się nieco wielkością od tych europejskich. Przywiózł sadzonki w prezencie królowi Francji Ludwikowi XIV, który bardzo przepadał za poziomkami. Smak i wielkość spodobała się na tyle królowi, że na jego życzenie francuski botanik Antoine Duchesne po wielu próbach skrzyżował dwie odmiany poziomek (chilijskie i wirginijskie), otrzymując znane nam dziś truskawki. Zagościły na dobre na stołach europejskich, stanowiły znakomity dodatek do szampana.

Więc truskawka to duża poziomka i do tego francuska.

2021. Centrum Polsko-Francuskiego Côtes d'Armor Warmia i Mazury w Olsztynie. Wszystkie prawa zastrzeżone.